Titanic był po prostu nasz
2014-09-03,
Kategoria : Aktualności
Jubileusz 20-lecia elbląskich formacji będzie obchodzony podczas uroczystego benefisu. 27 września w Światowidzie będą m.in. Katarzyna Goszka (Tomalczyk) oraz Bartosz Mateusiak – tancerze Formacji Standardowej „Jantar”, którzy w 1999 zdobyli tytuł mistrzów świata formacji standardowych.
- Jakie były Wasze największe taneczne osiągnięcia?
Katarzyna Goszka (Tomalczyk)
– W 1999r. wicemistrzostwo Polski w tańcu standardowym, w roku 2000
mistrzostwo Polski. Jeżeli chodzi o formację to zdobycie Mistrzostwa
Świata w 1999 r. do tematu z filmu Titanic. To był dla mnie intensywny
rok, ponieważ przygotowywaliśmy się z bratem do mistrzostw Polski w
indywidualnym tańcu standardowym. Rok 1999 był szczytem naszych
osiągnięć. W formacji tańczyłam w latach 1995 – 2000. Wówczas
pięciokrotnie zdobyliśmy tytuł mistrzów Polski formacji standardowych.
Bartosz Mateusiak
- Tańczyłem 15 lat. Mój największy sukces to również mistrzostwo świata
formacji, natomiast indywidualnie to osiągnięcie międzynarodowej klasy S
w dwóch stylach: latynoamerykańskim i standardowym. W naszym elbląskim
klubie większość par nastawionych było na standard. W mojej karierze
tanecznej, w tańcu indywidualnym turnieje można było liczyć setkami, nie
zliczę wszystkich sukcesów. Praktycznie każdy weekend spędzaliśmy na
turniejach.
- A jak udało godzić się taniec ze szkołą?
Bartosz:
Mieliśmy dużą pomoc ze strony rodziców i ze strony szkoły. Z tego co
pamiętam nikt z nas nie miał indywidualnego toku nauczania. Jak to się
mówiło: za dnia chodziło się do szkoły, a wieczorami trenowało.
- Może chcecie komuś szczególnie podziękować, że mogliście jakiś ważny sprawdzian, egzamin zaliczyć w innym terminie…
Katarzyna:
Wielokrotnie pamiętam sytuacje, kiedy musieliśmy się uczyć w
samochodzie jadąc na turniej. Bardzo często braliśmy zeszyty do samolotu
i tam przygotowywaliśmy się do egzaminów – czy to na studiach, czy w
szkole średniej. Cała formacja to byli dobrzy i obowiązkowi uczniowie.
Musieliśmy być dobrze zorganizowani. Po szkole mieliśmy tylko dwie
godziny do treningu i przez ten czas trzeba było zjeść obiad, zrobić
lekcje i szybko iść na trening.
- 27 września będziemy świętowali jubileusz 20-lecia elbląskich formacji. Wybieracie się na to wydarzenie?
Bartosz: Termin jest znany z dosyć dużym wyprzedzeniem i spora grupa osób, z którą utrzymuję kontakt na tym benefisie będzie.
Katarzyna: Oczywiście również się wybieram.
- Kogo szczególnie chcielibyście tam spotkać?
Bartosz:
Wszystkich, bo sporo osób już nie jest związanych z tańcem. Wiadomo, że
drogi młodych ludzi różnie się rozchodzą. Jednak, w większości
utrzymujemy ze sobą kontakty. Czy na stopie przyjacielskiej czy
biznesowej. Wiele osób przebywa aktualnie za granicą, najdalej przebywa
Kasia Rynkiewicz. Mieszka w Stanach Zjednoczonych, ale zapowiedziała
swój udział… Na Facebooku, gdzie utworzone jest wydarzenie, to z
rocznika 1999 roku, gdy tańczyliśmy Titanica, wydaje mi się, że swoją
obecność potwierdzili chyba wszyscy.
- Wspomniałeś o Titanicu… Jak wspominacie czas przygotowań?
Katarzyna
: To był niesamowity czas, wtedy nasza kariera nabrała rozpędu.
Rozpoczęliśmy współpracę z Ariane Schissler, a co za tym idzie
otrzymaliśmy potężną dawkę informacji. Pary zorientowały się, że
zaczynamy liczyć się na arenie międzynarodowej i zaczęły inwestować w
rozwój indywidualny, ruszyła cała machina.
- A co było takim bodźcem?
Bartosz:
Chyba właśnie ta niemiecka szkoła. To była nowość. W tamtym czasie, w
Niemczech odbywały się co miesiąc zawody, było tam dużo formacji. W
Polsce temat formacji standardowych tak naprawdę raczkował. Chłonęliśmy
wiedzę, doświadczenie… Na treningach była dyscyplina, ale to
ukształtowało nas na przyszłość
- Czy do układu Titanica mogliście dokładać swoje pomysły?
Bartosz:
Może nie tak na początku, ale po krótkim czasie, kiedy przekonała się i
zobaczyła, że poziom naszego tańca był dużo wyższy niż formacji
niemieckich.
Katarzyna: Tak, mogliśmy
wprowadzać nasze pomysły. Ariane wielokrotnie je akceptowała. Bardzo
często układaliśmy kroki do wybranych części choreografii. Wiedzieliśmy,
czego chcemy.
Między innymi chcieliśmy, by w naszym tańcu była
charakterystyczna dla Titanica poza, gdy para stała na statku i tak się
stało. Ariane podpowiedziała nam, jak technicznie to wykonać. Pozwalała
nam na twórczą pracę, dlatego Titanic był nasz, po prostu nasz. Moi
koledzy i koleżanki z formacji bardzo często wracają wspomnieniami do
tego czasu, będziemy mieli wyśmienitą okazję się spotkać i zrobić to
wspólnie.
- Kreacje do Titanica miałyście przepiękne, do tego kolie… Dało się w tym tańczyć?
Katarzyna:
Wtedy była taka moda, sukienka obciążona była piórami sprawiając
wrażenie ciężkiej na dole. W rzeczywistości tak nie było. Muszę
przyznać, iż miałam wkład w projektowanie naszych sukienek. Wracając z
turnieju tańca, powstał w naszych głowach pomysł związany z muzyką do
Titanica. Wspólnie z trenerem postanowiliśmy, że sukienki muszą być
niebieskie, symbolizując kolor morza. Każda z nas miała kolię z
charakterystycznym dla filmu klejnotem. Projekt sukienek był fizycznie
zrealizowany w Estonii.
- W Estonii?
Katarzyna:
Wówczas nikt w Polsce nie szył takich strojów, w związku z czym nikt
nie chciał się tego podjąć. Było to kosztowne, z perspektywy czasu było
warto.
- Mówiliście o Ariane. Jaką jest trenerką?
Katarzyna:
Jest bardzo stanowczym i konsekwentnym trenerem. Po przyjeździe do
Polski dostała niedoświadczonych, ale pełnych zapału młodych ludzi.
Wykonała wspaniałą pracę, wszyscy czuliśmy na sobie tego rezultat. Była
bezkompromisowa. Wielokrotnie mieliśmy dość. Będąc na skraju
wytrzymałości psychicznej i fizycznej potrafiła przyjść na salę i
powiedzieć charakterystyczne „one more time!”. Zawsze osiągała
zamierzony cel, prosząc o konkretną figurę akrobację czy podnoszenia.
Nasze indywidualne umiejętności znacznie przyspieszały pracę. Grupa
była bardzo zmobilizowana.
Bartosz: Ariane
kilkanaście lat trenowała pary indywidualne i formacje niemieckie, na
polskim gruncie tez sięgnęła po najwyższy tytuł. Jest trener i jest
zespół.
- A trener Antoni Czyżyk? Był „dobrym wujkiem”?
Katarzyna:
Zdecydowanie: nie. Gdy Ariane opuszczała salę stanowczo i konsekwentnie
kontynuował jej pracę. Był wymagający i zdecydowany. Wiedział w jakim
kierunku podążamy.
Bartosz: Dokładnie. Proszę sobie wyobrazić prawie dwudziestu młodych, gniewnych nastolatków… Czasami trudno było zapanować na emocjami.
- Iskrzyło?
Bartosz:
Czasami iskrzyło, musiało ikrzyć, bo by nie był tego „czegoś”. W
formacji, jest dokładnie tak, jak w małżeństwie, czasami bywały spięcia.
Sukces dobrego zgrania z tego wynika. Przy przebywaniu ze sobą 24 godz.
na dobę nie raz emocje wychodziły. To było na tyle zdrowe, że
przeradzało się w przyjaźnie. Byliśmy, w niektórych momentach więcej niż
rodziną, dlatego te przyjaźnie przetrwały do dzisiaj.
27 września o godz. 18, w Światowidzie, odbędzie się uroczysty benefis z okazji jubileuszu 20-lecia elbląskich formacji. Chcesz wziąć w nim udział? Szczegółów szukaj na: www.formacje.swiatowid.elblag.pl
Autor: Sylwia Warzechowska
Drukuj